Białe szaleństwo
Sobota, 14 lutego 2009
· Komentarze(1)
Ekipa: Bartek, Tomek
Trasa: Stary Gaj - Zemborzyce - Zalew lasem
Juz od pierwszych metrów zapowiadała się ostra jazda. Tomek przyjechał na łysych 1.5" kendach, które zmusiły go do szybkiego powrotu. Bartek na początku zaliczył bliskie spotkanie z barierką na wiadukcie :D. No i w las. Przed wjazdem w dzicz jeszcze pozdrowił nas maszynista przejeżdżającego pociągu :). W lesie wieeeeeelkie zaspy, które zmuszały albo w większości do mielenia na najmniejszej koronce, albo do pchania roweru. Z lasu postanowiliśmy pojechać nad zalew szosą, która na początku była taflą lodu a po wjeździe na bardziej ruchliwy odcinek w stronę Zemborzyc zmieniła się w śniegową breję. W stronę zalewu wiatr w plecy, a i nogi rozgrzane po walce z zaspami to prędkość utrzymywaliśmy w granicach 35-40km/h. Niestety zapomniałem przed wyjazdem zaopatrzyć się w błotnik i chlapiąca woda z pod kół zrobiła mi z gaci sopel lodu :/. Nad zalewem znowu w las i kolejna walka z zaspami. W połowie ścieżki rowerowej rezygnujemy z dalszego tłuczenia się po koleinach i odbijamy na Nałkowskich. Po powrocie do domu od razu ciepły prysznic, herbata z miodem i pod koc. A rower o dziwo "roztopił się na czysto" :). Do dzisiejszych sukcesów mogę zaliczyć usmarkanie sobie daszka w kasku przy próbie pozbycia się wydzieliny z nosa :D.
zdjęć kilka:
Białe szaleństwo



Odcinek "asfaltowy"
Trasa: Stary Gaj - Zemborzyce - Zalew lasem
Juz od pierwszych metrów zapowiadała się ostra jazda. Tomek przyjechał na łysych 1.5" kendach, które zmusiły go do szybkiego powrotu. Bartek na początku zaliczył bliskie spotkanie z barierką na wiadukcie :D. No i w las. Przed wjazdem w dzicz jeszcze pozdrowił nas maszynista przejeżdżającego pociągu :). W lesie wieeeeeelkie zaspy, które zmuszały albo w większości do mielenia na najmniejszej koronce, albo do pchania roweru. Z lasu postanowiliśmy pojechać nad zalew szosą, która na początku była taflą lodu a po wjeździe na bardziej ruchliwy odcinek w stronę Zemborzyc zmieniła się w śniegową breję. W stronę zalewu wiatr w plecy, a i nogi rozgrzane po walce z zaspami to prędkość utrzymywaliśmy w granicach 35-40km/h. Niestety zapomniałem przed wyjazdem zaopatrzyć się w błotnik i chlapiąca woda z pod kół zrobiła mi z gaci sopel lodu :/. Nad zalewem znowu w las i kolejna walka z zaspami. W połowie ścieżki rowerowej rezygnujemy z dalszego tłuczenia się po koleinach i odbijamy na Nałkowskich. Po powrocie do domu od razu ciepły prysznic, herbata z miodem i pod koc. A rower o dziwo "roztopił się na czysto" :). Do dzisiejszych sukcesów mogę zaliczyć usmarkanie sobie daszka w kasku przy próbie pozbycia się wydzieliny z nosa :D.
zdjęć kilka:
Białe szaleństwo



Odcinek "asfaltowy"
