Rozjazd Puław z Natalią, Bartkiem, Miśkiem i młodym Kamilem. Powtórka trasy z wtorku praktycznie. Po skręcie z kraśnickiej na Radawczyki ustawialiśmy rant, jakiemuś burakowi co jechał za nami trochę to się nie spodobało i zaczął trąbić mocno. Zamiast go puścić żeby jechał i nie pyszczył to z tyłu go blokowali przez kilkaset metrów. Skręciłem na skrzyżowaniu w prawo co by wyjechać koło lotniska, z tyłu jeszcze coś się kłócili z gościem z auta, baba co z nim jechała zaczęła się drzeć, koleś zatrąbił, ja się odwróciłem żeby zobaczyć co się dzieje bo już trochę odjechałem od reszty. No i wtedy jak się obróciłem, chłop trąbił, baba krzyczała, kot się wystraszył, wyleciał zza płota i wpadł prosto pod koło. Tylko widziałem go tyle jak zbierałem się z asfaltu, to w szoku spieprzał. Pół nogi zdarte, łokieć i trochę podarta rękawiczka. Może i czarne koty przebiegające przez drogę przynoszą pecha, ale jak biały wpadnie pod koło to już zwiastuje katastrofę...
Puławski klasyk gościł dzisiaj chyba rekordową liczbę uczestników, a przynajmniej na wszystkich, których ja byłem to nie widziałem tyle wiary. W kategorii superkoksów było 19 osób staruchów chyba 6, kilku gnojków i dwie panny i to wszystko na raz, jak łatwo policzyć ponad 25 człekokształtnych. Cel wyścigu jasno określony, objechać grubo miśka :P Tym razem byłem przygotowany na nieoczekiwany start, mimo to i tak jakoś mnie przyblokowali i zostałem trochę z tyłu. Taktyka miśka żeby cisnąć przez pierwsze dwa okrążenia szybko zawiodła, wziąłem go w 1/4 pierwszego okrążenia. Przez pierwsze 3 czy 4 okrążenia trzymałem w miarę mocne tempo, za każdym razem jak wjeżdżałem na bieżnię to widziałem Jazurka lub Bartka, potem trochę osłabłem, wziął mnie czempion UMCS-u i doszedł mnie Żwirek, co mnie baaaardzo zaskoczyło i zmotywowało mocno do podkręcenia tempa, a w którymś momencie jeszcze Branio mnie łyknął. Zacząłem odrabiać straty i na wjeździe na ostatnie kółko znowu widziałem Bartka i Grześka. Przy okazji okazało się, że czempion pomylił trasę i znalazł się za mną :D Zaparłem się i poszedł gaz. Na podbiegu aż mnie skurcze złapały i zjazd zaraz potem jechałem ze sztywną nogą. Na ostatnim sprincie na stadionie objechałem jeszcze jakiegoś gościa i ostatecznie byłem 5 w open i 4 w kat. Całość wygrał oczywiście Marek, drugi był Grzesiek, potem Bartek i jakiś gość co go nie znam.