Taka tam pętla w tlenie. Po drodze spotkany Karcer ale cisnął za mocno jak dla mnie i po kilkuset metrach jazdy na kole odpuściłem. Ale dzięki temu rozgrzałem się i zaczęło się jakoś jechać bo pierwsze kilometry to padaka, wiatr jakiś duży asfalt bardziej chropowaty i dziury większe niż zwykle. Przed Wojciechowem kolejne spotkanie tym razem ze Żwirkiem, chwila postoju i w dalszą drogę. W Lublinie na skrzyżowaniu jeszcze trafiłem na brejdaka na światłach, pocisnąłem go na światłach, ale zaraz odpuściłem bo z autem bym nie wygrał ;P
4x podjazd po polu za Starym Gajem, ile fabryka dała. Bębenek po regeneracji w krossie. O dziwo miał się całkiem nieźle, konusy i bieżnie też niewyżarte po przejechaniu całej zimy i jeszcze po poprzednim właścicielu.
Przyspieszenia 8x200m. Udało mi się dojechać do Osmolic, tam z 15 minut na przystanku żeby przeczekać ulewę. Od Prawiednik jechałem najpierw w gradzie, potem w takiej ulewie, że ledwo było cokolwiek widać, w Osmolicach do tego zaczęło grzmieć i błyskać się, a jeszcze nie wziąłem kurtki od deszczu. Potem miałem w planie jechać jeszcze dalej w stronę Strzyżewic, ale po kilkuset metrach nowrotka, nie ma co jeździć w mokrych ciuchach i byle prosto do domu. Powrót w lajtowym tempie. W Zemborzycach trafiłem na ekipę z UMCSu, Pawła i Bartka. Paweł pojechał dobić jeszcze kilometrów, a ja z Bartkiem wróciłem ścieżką do Lublina. Jeszcze trafił się dłuższy postój pod lidlem, bo znowu ostro lunęło. Tam jeszcze spotkanie z Wieśkiem.