Około południa pojechałem do lasu przetestować prowizorkę z hamulcami, czyli jeden klocek metaliczny a drugi żywiczno-metaliczny. W lesie spotkałem Kamila, chwile pogadane, potem zrobiłem kilka mocniejszych przyspieszeń i zahaczyłem jeszcze o sklep rowerowy.
Wieczorem miała być ustawka z forum i objazd Mazovi. Wycieczka odbyła się w składzie: Artur, Bartek, Kamil i ja. Z forum nikt nie przyjechał, a nasza trasa tradycyjnie w niewielkim stopniu pokryła się z planowaną trasą maratonu:P. Ale przynajmniej było bardzo wesoło. Na początku drobne komplikacje. Start opóźnił się o ponad pół godziny, Bartek utknął w korku jak wracał ze Strzeszkowic, w całym zamieszaniu zapomniał koszulki rowerowej i żeby nie płakał dałem mu swoją i sam pojechałem w podkoszulku. Od razu ucieszył go zapach mojego ciuchu bijącego wonią potu i walki, a także deszczem i wodą z asfaltu bo w niej mnie zlało w niedziele;p. W końcu nie randkę jechałem tylko w las:D. Poza tym pierwsza jazda w nowych rękawiczkach. Jak na razie reklama body geometry specializeda do mnie przemawia.
Pojechałem na wieś na 92 urodziny dziadka. Uznałem, że nie będzie padać i wypakowałem kurtkę z plecaka. No i przed Poniatową ostro luneło, na szczęście po deszczu słońce mocniej przygrzało i jak dojechałem do Opola Lubelskiego to już byłem praktycznie suchy, tylko z pod kół chlapało. Trasa prowadziła przez: Konopnicę, Radawiec, Bełżyce, Poniatową, Opole Lubelskie, Wrzelowiec na Wólkę Kolczyńską. Całą drogę strasznie wiało, jeszcze gorzej niż przy wczorajszym powrocie z Kazimierza, a i nogi po wczorajszym dniu jeszcze zmęczone. Powrót już z rodzicami w aucie.
CZĘŚĆ I - pt. Kazimierz Dolny Dane: dst:108.54km czas:4:15h avg:25.54km/h V-Max:53.36km/h
Bartek rano dzwoni z pobudką i mówi, że jedziemy do Kazimierza. Miałem nawet w planie Kazimierz na ten tydzień, a że zapowiadało się na opady dopiero wieczorem to uznałem, że trzeba koniecznie jechać. W stronę "Kazika" z wiatrem. Trasa wiodła z Lublina przez Lipniak, Motycz (przed Motyczem przegapiliśmy drogę i dojechaliśmy do jakiejś gruntówki i trzeba było zawracać), Miłocin, Nałęczów, Wąwolnicę, Łopatki, Karmanowice, Celejów, Bochotnicę. W Kazimierzu przerwa na wafelki i degustację nowego powerade o smaku mango. Powrót do Nałęczowa tą samą trasą, przed przejazdem w Miłocinie odbijamy na Wojciechów i wracamy do Lublina przez Palikije i Konopnicę. Powrót pod wiatr, już niemiłosiernie nie chciało mi się jechać, jeszcze zapowiadało się na deszcz. Przed dojazdem do domu jeszcze postałem chwilę i pooglądałem motocross.
CZĘŚĆ II - pt.Noc Kultury Dane: dst:26.09km czas:2:19:24 avg:11.26km/h
Zaczęło się od tego, że z domu wyszedłem za pięć 20, a o 20 miałem być na Placu Litewskim. Jakimś cudem zdążyłem dotrzeć zanim grupa wyruszyła na "łaskotanie człowieka". W miejscu zbiórki stawiło się ponad 50 osób, zarówno turyści jak i kurierzy. Telewizja przeprowadziła kilka wywiadów i ruszyliśmy. Objechaliśmy trasę która w zarysie przypominała kształt człowieka, z tąd też nazwa imprezy "Rowerzyści łaskoczą człowieka". Na całe szczęście ICM się pomylił i zapowiadana ulewa trochę się opóźniła. Bardzo miłe reakcje zarówno przechodniów jak i niektórych zmotoryzowanych podczas objazdu miasta, szczególnie podczas drugiej części wieczoru, czyli "Nocnego rowerowego pomnikowania", kiedy to ostro luneło. Druga część rowerowej nocy kultury rozpoczęła się na placu katedralnym. Moje gratulacje dla organizatorów, ludzi ze stowarzyszenia rowerowylublin. Odwaliliście kawał dobrej roboty. Mimo kilku niedociągnięć organizacyjnych było naprawdę super. Świetna lekcja historii, dzięki niej dowiedziałem się o wielu ciekawych miejscach o których dotąd nie miałem pojęcia. Chyba zacznę mniej obojętnie przechodzić obok pomników i miejsc pamięci. Podczas objazdu po placach i pomnikach odwiedziliśmy jeszcze Chatkę Żaka, gdzie odbywało się coś na wzór inscenizacji wesela, były wstążki i chleb ze smalcem :), i plac przy pomniku Marii Curii-Skłodowskiej, gdzie swoja scenę miało Radio Centrum. Tam też Grzesiek wygłosił krótkie przemówienie i udzielił wywiadu do radia. Ulewa sprawiła, że nasz wesoły peleton ciut się pod koniec wykruszył, chociaż i tak na Peowiaków dojechaliśmy w dość licznym gronie. Wielki szacunek dla tych którzy wytrwali do końca mimo deszczu, grzmotów i piorunów. Na sam koniec pod pomnikiem Matki Sybiraczki miało miejsce uroczyste rozdanie nagród i pamiątkowych dyplomów. Na placu katedralnym zakupiłem także pamiątkową szprychówkę. Bardzo udany dzień :)
Wieczorny wypadzik z forum.rowerowylublin.org. Ekipa 6 osobowa. Trasa:Lublin(LKJ)-zalew-Zemborzyce-Krężnica Jara-Nowiny-Prawiedniki-Zemborzyce-zalew-Lublin. Nie udało się uniknąć deszczu i w Zemborzycach mocno luneło. Zatrzymaliśmy się na stacji i podziwialiśmy ogromną tęczę, a nawet i dwie :). No i po trzech dniach czyszczenia roweru znowu brudny... I okazało się, że jednak zeżarło klocki w tylnym hamulcu po skandii.