Skandia - Nałęczów

Niedziela, 31 maja 2009 · Komentarze(3)
Kategoria >50, wyścig
No to chyba pobiłem swój rekord w liczbie kilometrów przejechanych po błocie w jeden dzień. Było ciężko, a to przez to iż stwierdziłem, że na pewno nie będzie tyle błota, że nie poradzę sobie na ściganckich geaxach. No i oczywiście się myliłem i wszystkie odcinki terenowe miałem w stylu "you can dance". Zaliczyłem dwie gleby, pierwsza na zjeździe przed Rąblowem w wąwozie. Ktoś za mną krzyczał: dawaj! wyprzedzaj go!(przede mną jechał jakiś koleś, fakt że trochę za wolno), no i wyprzedziłem, po chwili przednie koło wpadło w poślizg, zahaczyłem o ścianę wąwozu, obróciło mnie o 180 stopni i dalej pojechałem kilka metrów na plechach. Udało mi się jakoś szybko pozbierać i pojechałem dalej. Po wjechaniu na asfalt udało mi się dogonić tych co mnie wyprzedzili przy upadku i wyprzedzać dalej, trzymałem się tak w całkiem mocnej grupce aż do zjazdu w wąskim wąwozie za Kazimierzem. Co prawda tam nie było jakoś za specjalnie ślisko i starałem się już bardziej uważać, ale na dole po wjeździe na łąki rower zaczął mi latać z jednej strony drogi na drugą i nie ustałem. Potłukłem sobie tyłek tak, że już później odpuściłem sobie większe ciśnienie. I jechałem sobie do mety swoim tempem uważając tylko żeby nie zaliczyć kolejnej wywrotki, udało mi się wyprzedzić jeszcze całkiem sporo osób z medio, a na podjeździe w Wąwolnicy dogoniłem niedobitków z mini. Na polach za Starym gajem straszny "dżem", dużo osób stało przy trasie i próbowało wydłubać błoto z opon bo były tak obklejone że nie obracały się w ramie. Moje o dziwo dobrze sobie radziły w tej mazi, pewnie dlatego że mają znikoma ilość bieżnika. Na finiszu jeszcze udało mi się wyprzedzić jedną osobę dzięki czemu poprawiłem zeszłoroczny wynik o jedno miejsce kończąc na 95 pozycji:). Po maratonie poczekałem cierpliwie w kolejce do myjki, nie narażając się jak niektórzy do stania po kolana w zimnej rzece. W moim odczuciu organizacja skandii jest z roku na rok słabsza. W pierwszym roku faktycznie musiało być wszystko bez większych wpadek żeby przyciągnąć klientele, tylko nie rozumiem dlaczego ten poziom nie został utrzymany. Nie wiem dlaczego rejestracja nie odbywa się u jednej osoby, jak to jest na mazovi, tylko trzeba stać w trzech kolejkach. Kolejna sprawa że przy rejestracji jedna osoba mówi, że trzeba koniecznie coś zrobić (aktywacja chipa) a druga mówi, że nie trzeba. Tak samo nie wiem po co na stronie internetowej jest rejestracja jak w biurze trzeba wypełniać świstek, a długopisu też nie chcą dać. Nawet nie mieli potwierdzenia, że zapłaciłem trzy tygodnie przed maratonem. Pani stwierdziła, że pewnie jeszcze nie doszło ale jakoś się obyło bez większych problemów.
Rower na maratonie za wyjątkiem opon spisywał się całkiem nieźle. Z tyłu przełożenia elegancko wchodziły, przód po zaklejeniu błotem po pewnym czasie odmówił posłuszeństwa ale jakoś to mi nie przeszkadzało. Hamulce bezproblemowo działały, tylko usyfione tarcze strasznie dzwoniły ale przynajmniej było słychać z daleka, że jadę :D. Amor za to do rozbiórki, nażarł się błota i już nawet nie chce się ugiąć za bardzo. Najgorsza strata po maratonie to to, że zgubiłem moje wysłużone okulary :(

A to chwile przed tym jak pierwszy raz leżałem;p

Komentarze (3)

Zdjęcie było w galerii na stronie skandi to podprowadziłem :P. Nie stać mnie żeby płacić tyle kasy za zdjęcie. A okulary włożyłem do kasku, kask dałem ojcu, pewnie przechylił go i wypadły. Ale już mam nowe, brzydsze ale lepiej się na nosie trzymają:D

anodamian 07:34 piątek, 5 czerwca 2009

Ze sportografa zdjęcie kupiłeś?
Same straty cholera przez tę pogodę :P Ale to gdzie zapodziałeś bryle? Ja to rękawiczki bym na śmietniku obok myjki zostawił, mimo, że sam się śmiałem, że typ z którym staliśmy zostawił na nim bidon ;P

kuczy 23:49 czwartek, 4 czerwca 2009

Gratuluje.. tych dwoch gleb
Ja na Mazovi niezle sie spanachalem. Dalekie miejsce w open i jakims fartem 6 M1. Co do Trasy to moglo byc.. do 60 km trzymalem sie wysooooooooko i daleeeeeeko na przodzie.. Pozniej.. deszcz.. ulewa.. urwanie chmury. Tragedia.. Warszawa plaska jak cholrea.. suma podjazdow rowna sumie zjadzow czyli 0. cos niby bylo w lesie ale zaliczylbym to do malej chopy.
Po 60 km trasa nie przejezdna na Flyweightah czy jak to tam.. 20 km zajelo mi mniej wiecej tyle czasu co poprzednie 60.. czyli 2h.

Nigdy nie pojade de na Mazovie do Warszawy.. beznadzieja, nie polecam.. Bufetow nie widzialem..

Jedyny plus startu w niedzielnej mazovi to fakt ze w Generalce wiekowej mam 9 miejsce
ekhm ekhm.. wolalbym wykatowac sie na Skandi Giga.. przynajmniej mialbym nowa koszulke.. i numerek do kolekcji.

Sorki Damian ze Ci smiece na BS ale chcialem opisac wrazenia z Maz... z tego gowna..

Bartek 19:46 wtorek, 2 czerwca 2009
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa zogad

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]