III miejsce w kategorii, mogło być drugie ale piątkowa dieta czyli nie przyniosła mi energii do tego ugotowałem się. Na trasie na jednym okrążeniu skróciłem sobie przypadkowo o jeden podbieg bo dziadek mi kijkiem zapomniał machnąć :P
Zrezygnowałem z Mazovi na rzecz Family Cup. No i opłacało się :) Pucharek za 3-cie miejsce i skarpety narciarskie wylosowane w tomboli o wartości startu w Mazovi :D Tak swoją drogą to na każdym wyścigu w tym roku gdzie była tombola to byłem losowany :D Ale po dzisiejszym dniu pozostał mały niesmak, zabrakło mi ze dwóch sekund do drugiego w kategorii, za późno zaatakowałem. No i co tu dużo ukrywać... liczyłem na odkurzacz piorący karchera w tomboli :p No i cały czas liczyłem, że podczas wyścigu lunie bo założyłem medusy, a tylko siąpiło. Jak by nie przesunęli startu o godzinę wcześniej to warunki były by idealne, bo akurat wtedy lało.
Błoto i woda po ośki. Nie wiem jakim cudem ale drugie miejsce i srebrny medal w jakiejś kategorii, nie wiem jakiej :D Do tego wylosowany w tomboli zegarek g shock. W pakiecie startowym dwie pary skarpetek, żelcarbosnack jakaś makulatura i za drugie miejsce 30% zniżki w internetowym sklepie turystycznym :D Obłowiłem się równo :D
Wyścig w Urzędowie. Na starcie zaraz za mną gleba, jedna osoba zeszła z trasy. Forma powoli wraca, nawet zacząłem powoli nadrabiać straty za Bartkiem i prawie całe okrążenie utrzymałem się z Olkiem i Batmanem :D Trasa chyba najfajniejsza ze wszystkich imprez LKKG, no może na równi z Chełmem. Na starcie długi podjazd, potem trochę interwałowo, długa prosta i zjazd do mety. Okrążenie 1,7km.
133 Akademicki Vice-mistrz Polski :D Wynik co prawda 4 pozycje gorszy niż wczoraj, ale zabawa była przednia co liczy się najbardziej. Dobry start, myślę że w pierwszej setce trzymałem się przez dwa okrążenia. Nareszcie jechało mi się dobrze, równo i czułem moc w nogach. Zacięta walka. Przepyszne zjazdy. Pięknie. Trasa w znacznej części to zasysająca nawierzchnia, trudno to nazwać błotem. Była jedna gleba, na podjeździe nie mogłem się wypiąć z pedałów i gładko położyłem się na piaszczystej skarpie, głupie 505, potem jeszcze wstać nie mogłem :P Już dawno ściganie nie przyniosło mi tyle frajdy. A jeszcze wygrałem w losowaniu na koniec, dwie dętki hutchinsona, jakiś koks torq i smar pedrosa :D
Jednak starty na globusie i w Kraśniku to nie był jednorazowy spadek formy. Najgorszy czas z UMCS-u z wyjątkiem Pawła, który zerwał łańcuch ponad kilometr przed metą i biegł, a to i tak tylko minute za mną dotarł. Jeszcze na objeździe trasy wszystko chodziło jak w zegarku, jak przyszło co do czego to napęd zaczął strzelać i trzeba było biegać, mimo tego że na objeździe wszędzie lajtowo podjeżdżałem. Na domiar złego w drodze powrotnej rozkraczył nam się bus jakieś 10km od Chełma i rowery zostały nie wiadomo gdzie na przyczepce w polu, a my fartownie zabraliśmy się z Bartkiem do Lublina.