Polansować się KTMami nad zlewem. Akurat musiało padać wcześniej i większość lachonów rozpuściło. Zatem poszedłem za radą naszego klubowego mistrza w BMX i skoczyłem robiąc pięknego whipa, licząc że spowoduje to nagły przypływ lachonów. Pojawiły się dwa pasztety, które do tego nas sowicie wyklęły jak robiliśmy koło nich popis mistrzowskiej jazdy technicznej po korzeniach. Duch w narodzie ginie! Nie ma szacunku do ciężko pracujących sportowców! Na koniec szybka seria ćwiczeń na zlewowej pakjerni co by bajseps wzmocnić. Paweł musiał oczywiście zniszczyć rower na pierwszej jeździe i znów zabrać mi wyścigową dętkę wartą dwie bite godziny ustawiania żarówek. Lament Pawła wzbudzał taki żal w mijających nas rowerzystach, że co drugi chciał udzielić mu pierwszej pomocy w walce z pękniętą gumą.
Lajt z Pawłem przez Bychawki i Strzyżewice. W tamtą stronę jakiś gościu najpierw nas strąbił, a potem wytknął nasze braki w edukacji, że w szkole nie nauczyli jazdy gęsiego. W drodze powrotnej w Prawiednikach siadł nam na koło jakiś mocny zawodnik, i wiózł się do Cienistej. Potem my siedliśmy mu na koło, a ten zaciągał 35-37 :). W Zemborzycach odpuściliśmy, gość odskoczył i ciągle się oglądał czy aby udała mu się ucieczka :) Powrót miał być ścieżką w celu oglądania laseczek na rolkach. Takowych nie było jakoś za specjalnie, za to tłumy jak w dzień święty. Do tego jakiś koleś uczepił się koła i nie dawał zerwać. Załatwił się klasycznie jak na trzepaka przystało... wyprzedził i spuchł. Przełożenie w korbie 52/46 średnio się nadaje do jazdy;P Do tego nie zdążyłem wyregulować dobrze i całą drogę napęd rypał.