Dzień po świętach, pogoda dopisała, uznałem że najwyższa pora pojechać przetestować zimówkę. Kilka mocniejszych przyśpieszeń, oprócz tłuczących się wysłużonych pedałów, wszystko gra. Nawet dwurzędowy napęd, w tym korba złożona z czterech korb, nie zawiódł. Przy tamie kupa ludzi, trafiłem na kąpiel morsów, która wzbudziła niemałe zainteresowanie. W lesie pełno ludzi. Całymi rodzinami nazjeżdżali się spalać świąteczne kalorie. Jakoś udało mi się przedrzeć w głębszy las. Tam już spokojniej. Wracając do roweru to, wyszła mi całkiem zwrotna maszyna. Chyba tylko mostek jest trochę za krótki i kierownica 560mm to też trochę za wąsko. Sztywny widelec też daje o sobie znać, ale sądziłem że będzie bardziej bić po łapach. W lesie o dziwo sucho, błoto tylko miejscami, a może bardziej wilgotna ziemia niż błoto. Zresztą temperatura w granicach 0* swoje zrobiła i miejscami nawet są zmrożone koleiny. Wszystko było jak należy dopóki nie dojechałem do odcinka gdzie ma powstać kolejny odcinek "śmieszki". Rozsypali kilkaset metrów piachu z gruzem co skutecznie uniemożliwia jazdę. Na początku stwierdziłem " a co twardy jestem, nie po takim gównie jeździłem". Kręcę, kręcę, kręcę, najmniejsze przełożenie, koleiny jak diabli po takim czymś jednak jeszcze nie jechałem. Po jakimś czasie podłoże zmieniło się w gliniastą maź lepiącą się do wszystkiego. Opony zebrały kilka kilo gliny skutecznie zaklejając hamulce, napęd i blokując koła w ramie. Dałem za wygraną, trafiłem na jakąś ścieżkę, która zaprowadziła mnie za kościół z Zemborzycach. Wziąłem patyka, trochę podłubałem żeby koła chociaż mogły się obracać. Dłubiąc tak podszedł do mnie jakiś bezpański husky, stanął koło mnie i przyglądał się chwilę co też takiego robię, potem popatrzył się na mnie z politowaniem, spuścił głowę i powoli odszedł. Udało mi się wreszcie ruszyć. Na początku napęd przeskakiwał, łańcuch cały zaklejony w błocie ślizgał się po zębatkach, nawet opłukanie wodą z bidonu nie pomogło. Przez dłuższy czas od opon odrywały się kawały błota wielkości kurzych jaj latając na kilka metrów w każdą stronę. Jeden taki niemalże strącił mi okulary i przesunął kask. Przynajmniej jak wróciłem na kostkę to spacerowicze z daleka już uciekali mi z drogi, robiąc przy okazji taką minę :-O Podjechałem na brzeg zalewu, rozbiłem trochę lodu i zamieszałem trochę rowerem w stawie, niewiele to dało, ale przynajmniej napęd już tak nie przeskakiwał. Wróciłem do domu i wrzuciłem od razu rower do piwnicy. Pewnie jak jutro zaschnie ta glina to korbą nie przekręcę.
Szlagier trasa w ekipie z Wieśkiem i Pawłem. Do Wojciechowa kombinacja szlaków pieszych i rowerowego, dalej asfaltem przez Palikije i czarnym rowerowym do Kraśnickiej. W Kazimierzu trafiliśmy na zlot starych aut i jednego motocykla ;)
Dwa super ciekawe kółka po globusie przed dzieciakami z podstawówki, oczywiście nikomu z DH nie chciało się ruszyć dupy. Potem pokazy trialu. W między czasie kto chciał mógł się przejechać rowerem do trialu, oczywiście zakończyło się to tragicznie... Dziewczynka przeleciała przez kierownicę, uderzając głową w chodnik, straciła na chwilę przytomność, potem krzyk i plama krwi. Mało rozsądny punkt programu... Potem lajtowa pętla po Starym Gaju, test nowego pulsometru.
Rano obudził mnie telefon. Kuśmierz chce na rower. Trochę czułem zmęczenie po wczorajszym wypadzie ale stwierdziłem, że pojadę. Padło na dolinę Ciemięgi. Wybraliśmy wersję od Kaliny żeby skończyć na Sławinku. Na mostku przez Bystrzycę przed dworkiem Grafa pewna pani stwierdziła, że po mostku nie powinno się jeździć rowerem tylko chodzić... Mostek łączy ścieżkę rowerową... Może po prostu troszczyła się o nasze bezpieczeństwo. Przetestowaliśmy nowy odcinek śmieszki rowerowej, który nas zaprowadził na ogródki działkowe. Jednak okazał się dobrym dojazdem do szlaku nad Ciemięgą.
Miałem pojechać do Nałęczowa szlakiem pieszym, wyszło że dojechałem do Puław. W Nałęczowie jeden podjazd po trasie XC Langa i stwierdziłem że nie dam rady więcej;p, a i tak nie wiedziałem jak dokładnie trasa leci. Do Kazimierza też mniej więcej pieszym szlakiem, kilka razy zgubiony. W Kazimierzu zahaczyłem o ścieżkę dydaktyczną przez wąwóz korzeniowy. Potem zjazd po bruku, wizyta w spożywczaku i odpoczynek na murku nad Wisłą. Sądziłem, że na takim dniu w środku tygodnia, na początku września, będzie w miarę spokojnie u "Kazika" jednak trafiłem na kilka wycieczek szkolnych i emerytów. Po chwili odpoczynku do Puław pieszymi szlakami. Trafiłem na zarośnięte pole jesiennych malin które mnie na chwilę zatrzymało;). Potem wizyta w ruinach zamku w Bochotnicy, tam najlepszy zjazd na trasie. Chwila zastanowienia nad wyborem szlaku, czarny czy niebieski. Wybrałem niebieski, czyli jak się okazało nudniejsza wersję. W końcu i tak go zgubiłem gdzieś na polach, tylko tyle pocieszenia, że trafiłem, na ciekawą drogę gdzie co kilkaset metrów stała wieża strażnicza. Udało mi się dotrzeć w Puławach na pociąg tanich linii kolejowych (jak się później okazało nie wyszło wcale tanio...). Zadowolony poszedłem na peron z biletem za jedyne 8zł. Wsiadłem do pociągu, myślę sobie coś długi skład jak na tanie linie kolejowe. Przychodzi konduktor w garniturze, coś za elegancki. W ogóle coś nie pasuje do tanich linii bo i przedziały i czysto, nie ma kanciapy w ostatnim wagonie tylko ciasny przedsionek i kibel. Konduktor sprawdza bilet i stwierdza, że to nie jest bilet do jego pociągu. Okazało się, że wsiadłem do intercity... Konduktor mówi, że bilet za sam rower kosztuje 9zł, w sumie by wyszło 23zł.. Oczywiście tyle nie mam, zabrał bilet kazał czekać. Pociąg jedzie, facet nie przychodzi. Na stacji w Nałęczowie pociąg się zatrzymuje i przez myśl mi przechodzi żeby spie@#$%^. Jednak zostałem. W Stasinie wraca konduktor. Pyta się mnie ile kasy nazbierałem. Wygrzebałem 17zł w drobniakach. Poinformował mnie jeszcze o mandacie w wysokości 90zł, wziął te 17 blach i odszedł wspominając jeszcze, że cała sprawa ma zostać między nami (może nie czyta bikestat ;p). No cóż...dobrze że skończyło się na 17zł i miałem przy sobie w ogóle jakieś drobne.
Trochę zdjęć z trasy: pomnik w Radawcu pomnik poświęcony ofiarom II wojny światowej w Rąblowie wąwóz korzeniowy w Kazimierzu Dolnym widok na Bochotnicę, obok ruiny zamku z XVI wieku ruiny zamku w Bochotnicy tajemnicza roślina plantacja róż pomnik poświęcony ofiarom zbrodni hitlerowskich w Zbędowicach porzucony rower strażnica