Start wyścigu po tygodniu marnego spania i przerzucaniu gruzu to nie był najlepszy pomysł. Zbiórka przed 7 pod sklepem, spakowanie rowerów i w drogę. Miałem okazje przejechać się stuningowaną skodą felicja :D. Sportowe fotele, czerwona deska rozdzielcza, sportowe zegary, klapa od bagażnika po klepaniu ze zlikwidowanym miejscem na tablicę i mega szpanerskie neony przy dachu:D. Pełen lans i ten czerwony kolor jak ferrari:D. W Puławach poszedłem z dziadkami z TKKF-u znakować trasę. W lesie komary jak w tropinach, bez wątpienia zarażają malarią. Potem rozgrzewka i guma na 10 minut przed startem. Trafiłem na szkło idealnie przystosowane do tego aby przebić mi oponę. Szybka akcja i zdążyłem na start. Początek wyścigu dobry. Pierwsze trzy okrążenia trzymałem koło Konradowi i Batmanowi. Potem dostałem bólu brzucha który trzymał się przez kolejne 3 rundy i musiałem sobie odpuścić. Wyprzedził mnie Bartek. Dostałem dubla od Tomka Bali, Olka z Ukrainy. Potem gleba na zjeździe. Trafiłem na jakiegoś pniaka, koło zostało w miejscu, a ja poleciałem jak z katapulty prosto w pokrzywy. Dostałem dubla od Gienka. Potem ja wsadziłem dubla Pawłowi i jeszcze jakiemuś zawodnikowi. Na dwa kółka przed metą doszedłem Bartka ale ten nie dał za wygraną i odjechał mi na ostatnim okrążeniu. Na mecie okazało się, że podczas tego upadku rozciąłem sobie nogę. Dwa komplety sędziów to nie był najlepszy pomysł przez co w wynikach doszło do pomyłki. Jakimś cudem Kamil który przejechał okrążenie mniej był w wynikach przede mną i przed Bartkiem :P. Jak dziewczyny dojdą do wprawy to będzie lepiej. A i pozdrowienia dla Pawła z MJ który zgubił koło i gratulacje trzeciego miejsca ;).
Interwały w Starym Gaju z Adamem, Bartkiem i Tomkiem. Totalny brak siły. Niby turystyczna wycieczka dzień wcześniej ale prawie setka w terenie dała o sobie znać. Jeszcze 3km zabrakło do jubileuszowych 10tys. rybaka.
Wycieczka z forum rowerowego lublina. Pod pomnikiem na Majdanek przyjechało 11 osób: Karola, Artur, Wojtek dwóch Bartków, Grzesiek, Sebastian, Krzysiek, ja i jeszcze jeden kolega niestety imienia nie zapamiętałem. Początek trochę na azymut. Przy samym Lublinie marne znakowanie szlaku, pewnie przez to że powstają nowe osiedla i dawne miejsca gdzie ze znakami naturalnie zniknęły. Niebawem pierwszą gumę łapie Grzesiek, potem przymusowy postój przy zmianie dętki u Sebastiana, drobne problemy z wentylkiem. W Piaskach przerwa na lody, a Grzesiek znowu zmienia dętkę. Półmetek zrobiliśmy poniżej trzech godzin. Dalej było trochę gorzej. Trafiliśmy na jakąś łąkę, zboczyliśmy ze szlaku i czekała nas przeprawa przez półtorametrowe trawy. Na początku dało się jechać. Bartek obrał swoją własną drogę co skończyło się efektownym chluśnięciem w kałużę. Trawy stopniowo zaczęły ustępować pokrzywom i ostom. Po ponad kilometrze pieszej przeprawy przez ten gąszcz dotarliśmy do właściwej drogi cali poparzeni przez pokrzywy. Jakieś 10 km od Chełma Wojtek łapie gumę, na szczęście już ostatnią tej wycieczki. W Chełmie trochę pluskania się w stawie, a potem grill u Wojtka. Okazało się, że żona Wojtka, Ela też zapalona rowerzystka startowała w "Chełmskim Maratonie", wiedziałem że ją skądś kojarzę. Powrót PKP.
Zdjęcia: Pierwsza guma Grześka Guma Seby Przeprawa przez trawy, "główną drogą" oczywiście ;) Gdzie żeś pan nas wprowadził? Sesja Holdena z łaciatą Chełm na horyzoncie pod górę relaks w stawie
Ustawka z forum. Pod lkj przyjechało 13 osób. W takim składzie dojechaliśmy nad zalew, tam nasz peletonik podzielił się, a mianowicie odpadły 4 osoby, chociaż to było już ustalone na początku wycieczki. Trasa wiodła przez las Dąbrowa, Mętów (tam obejrzenie miejsca na przyszłe ognisko), Żabią Wolę, Pszczelą Wolę, Osmolice, Krężnicę Jarą, Tereszyn i powrót do Lublina przez Stasin. Po Mazovi nie do końca posprzątane, w okolicach Mętowa pełno strzałek i taśm. Błoto już trochę przeschło ale nie obędzie się bez umycia roweru przed sobotnim wyjazdem do Chełma. Cały czas jakoś szczęśliwie omijały nas zlewy. A i klocki hamulcowe accenta nawet działają :D