Tempówki po górkach. Dzień wcześniej ustaliliśmy, że o 9 jedziemy wleźć na jakąś górę. Ale, że towarzystwo chlało po nocy to wiedziałem, że ich plany pójdą na marne i poszedłem na trening 8.30. Mogłem dociągnąć do tych 2h treningu bo jak wróciłem to chlejusy nie wstały jeszcze :P A noga ciężka po wczorajszej stówce...
Miała być mała pętla, ale że most w Rajskiem w remoncie to trzeba było trochę nadrobić i trening się ciut wydłużył :P Zabrałem tylko jeden bidon, nic pieniędzy, jak wyjeżdżałem to trochę kropiło i nie było duszno. Po pierwszej serpentynie wyszło słońce i zaczęło smażyć. Uratowała mnie studnia pod kościołem w Lutowiskach :D
Na wieś i powrót. Pomiędzy kilka godzin przerwy na mieszanie zaprawy i noszenie cegieł. Trzy razy wyjechali mi na czołówkę, raz z podporządkowanej stąd tętno podskoczyło :p
Po tygodniu chorowania w końcu ruszone. Cały dzień się obijałem i ruszyłem pod wieczór uciekając przed chmurami. Na ścieżce fanki krzyczały "poka dupe". Na koniec pod samym domem złapał mnie deszcz. Pod klatką chciałem zejść z roweru w przełajowym stylu, poślizgnąłem się na mokrej smole i wyrżnąłem stylowego klina...