Stwierdziłem, że jeżeli wg przysłowia katar ma trwać tak czy siak tydzień to nic się nie stanie jak pokręcę się trochę po lesie i przewietrzę nozdrza. I tak jakoś się zbawiennie stało, że po kilkuset metrach wysmarkałem i wycharczałem wszystkie glutoflegmy i obaliłem tym samym przysłowie :D A w gaju zrobiła się elegancka ścieżka z profilami i małymi hopkami, niektóre nawet ładnie da się spompować ledwo działającym bomberem bez powietrza. Wyjechałem z gaju i pocisnąłem nad zalew, na tamie przypomniało mi się, że jest niedziela... Ludzi w lesie trochę było ale bez większej tragedii. Powrót też gajem.
Cały dzień zajęty i ruszone dopiero wieczorem. W pół godziny po wyjeździe miałem już prawie całkiem ciemno. Na polach spokojnie bez światła można było jechać, w lesie trzeba było włączać. Pojechane przez gaj nad zalew, tam objechanie stawu od tej "złej strony" :) Pełno nietoperzy, pełnia księżyca, tylko zamiast wilkołaków wędkarze :D Reakcja pieszych jak się wypada z zakrętu ze światłem w oczy to albo ucieczka w krzaki albo zamurowanie w bezruchu i wymuszony uśmiech, albo raczej skrzywienie twarzy z porażenia :D W nocy jak by korzenie większe, a zjazdy i podjazdy bardziej strome :P I nie wiem skąd się wzięło błoto, którego wczoraj rano jeszcze nie było, a przecież nie padało... Coś mnie tchnęło żeby wracać ścieżką nie lasem no i jakoś w połowie drogi prąd się skończył, ale trzy razy z rzędu lampka używana wieczorami więc miał prawo.
Wyjazd do Szczawnicy nie wyszedł, trzeba było wymyślić jakąś alternatywę :/ Pojechane standardowo przez Bychawę i Strzyżewice. Trochę przyspieszeń pod górę i w miarę żwawe tempo. Słabo noga podawała, jazda na skraju frontu burzowego przez co dosyć mocno pod wiatr w kierunku Bychawy. Jeszcze wczorajsze siedzenie ponad 5 godzin w obi znacznie mnie osłabiło, a dobiłem się tłuczeniem age of ampires do 2 w nocy ;P
Miałem jechać dzień wcześniej na wieś i przy okazji zrobić siłę. Jednak urzędasy z unii wprowadzili stopniowe likwidowanie tradycyjnych żarówek, a obi stwierdziło, że idealnym dniem na przyjęcie kilku tysięcy 60W żarówek, które wychodzą z końcem roku musi być akurat dzień treningu siłowego! No nic tam, siła przepadła, są tempówki. Zachęcony lepszą pogodą wyjechałem na krótko.... W Radawcu dopadł mnie lodowaty deszcz, który mi towarzyszył jakoś za Bełżyce, do tego temperatura ok 16 stopni. Ale przynajmniej w zimnie tętno utrzymuje się niskie ;p Ciężko się było wkręcić. W Bełżycach mijał mnie sędzia główny z kartką "20 sekund przewagi" :D
Tempówki przez Zemborzyce, Radawczyki, Lipniak. Na Lipniaku, wyprzedzali mnie drogowcy, szyba w dół i poszedł tekst: "Przepraszam gościu, robisz ucieczkę, czy zostałeś za peletonem?" :D
Cały dzień zajęła mi wymiana korby, przy okazji zniszczyłem jedną śrubę. I tak coś z nią jest nie tak, albo krzywa oś suportu,albo pająk. Ale tragicznie nie ociera więc można jeździć dopóki mistrz centrownicy i magik śrubokręta nie wróci z Ukrainy ;) Niby jeden ząbek więcej w blacie, a czuć jakoś sporo twardziej pod nogą, może też słaba noga po wczorajszym treningu. Trochę nie wiem jak to na góry będzie, wjazd na Leśnicę z tarczy 42 może być ciekawy :D Co do dzisiejszego treningu to nie zdążyłem zabrać się z Kalim i poleciałem sam przez Zemborzyce, Radawczyki, Bełżyce i Wojciechów. Na Lipniaku już mi światła zabrakło :P