Pierwsza jazda z Zygmuntowskimi. Kali od startu wyrwał i pojechał swoje. Początek lajtowy ok. 30km/h, dopiero za Prawiednikami tempo utrzymywało się w granicach 35km/h. W Wysokim połowa składu się rozjechała, w tym wszyscy mejdeje i zaczęły się zaciągi. Na pierwszym podjeździe za Wysokim podzieliło się na dwie grupy po 4 osoby. Zaatakowałem bo stwierdziłem, że trzeba dojść pierwszą grupę. Po zmianach doszliśmy ich w Starej Wsi. Tam znowu atak pod górę, odpuściłem i pojechałem dalej swoje.
Trening z Kamilem, Kalim i Markiem. Na południe mocno przestawiało, potem jak odbiliśmy na Urzędów to trochę lepiej, a z Urzędowa to moc, 40 prawie nie schodziło. Przed Urzędowem uwaliła mnie osa prawie w jajco :/ Na szczęście pompa była mocna, jad nie wytrzymał tempa, stwierdził że jest za słaby i za chwile przestał boleć. W Chodlu postój na gałe i powrót.
Do Wilkołaza z Tomkiem, młodym Kamilem i Kubą. Tam dołączyła się grupa z Kraśnika, nawet nie wiem ile osób bo ciągle ktoś strzelał. Premie górskie, lotne finisze i ucieczki :D
Z Kamilem szybko przez Kraśnicką gonić pielgrzymkę, jeszcze musieliśmy na nich czekać kilka minut w Radawczyku. Odprowadziliśmy ich do Chodla, tam tradycyjne lody których nie jadłem całe wieki. W powrocie jeszcze Grzesiek się nawinął, mocno tempo podciągnął ;P
Ustawka z Kamilem na Lipniaku, tam trafił się jeszcze Mateusz. Prawie skończyliśmy na czołówce bo jakiś pajac się na trzeciego wyrwał. Nie przewidział chyba, że rowerem po płaskim można 5dych przekroczyć;p Trochę treningu w deszczu, a powrót w ulewie...
Z Kamilem i Kalim przez Zemborzyce, Bełżyce i Wojciechów. Kali trzaskał tempówki, a my wieźliśmy się na kole. Przed Bełżycami dołączył się jeszcze łubu dubu Misiek prezes naszego klubu :)
Postanowiliśmy z Kamilem zastosować sprzeciw w sprawie niedotykania górali poza wyścigiem i uderzyliśmy w las po burzy. Założyliśmy medusy przygotowani na błoto po pachy, a tu w lesie okazało się że ścieżki może nie suche ale twarde jak asfalt, miejscami utrzymywały się na wierzchu raz płytsze, raz głębsze kałuże :) Nawet błoto w Nowinach było wyjątkowo czyste, co nie zmienia faktu, że po powrocie prysznic był w ubraniu, a rower jest zdrowo uwalony. No ale przynajmniej jagody były, trochę bez smaku i w koło komarów masa, ale zawsze to jagody :D I widzieliśmy rolkarza co chyba miał w dupie torpedę, cztery dychy jak nic leciał pod górkę :O
Miało być o 9, jak dojechałem na rondo to nikogo nie było, Tomek próbował mi wkręcić, że pisał że jednak o 10. Zdążyłem się jeszcze przebrać i wrócić z powrotem. Z Tomkiem i Wojtkiem do Kraśnika, w Wilkołazie dołączył Felek, Rolka i kilku jeszcze młodych z Kraśnika. Zrobiliśmy pętle gdzieś po wsiach okołokraśnickich. Ciągle trzeba było czekać na jednego młodego bo strzelał z grupy przy 25km/h. Na górkach sprinty, a w powrocie po zmianach.