W lipcu popracowałem i moc zaczyna wracać :) Tym razem byłem przygotowany na start znienacka i pod górkę do lasu byłem drugi zaraz za rolką. Przez dwa okrążenia trzymałem się z rolką i Tomkiem, aż na podjeździe nie zredukowałem i musiałem z buta dawać. Przez 3 okrążenia trochę się zaginałem żeby utrzymać przewagę, potem stwierdziłem, że i tak nikogo za mną nie widać i trochę odpuściłem. Ale plastik puchar jest :)
Tempówki przez Zemborzyce, Radawczyki, Lipniak. Na Lipniaku, wyprzedzali mnie drogowcy, szyba w dół i poszedł tekst: "Przepraszam gościu, robisz ucieczkę, czy zostałeś za peletonem?" :D
Cały dzień zajęła mi wymiana korby, przy okazji zniszczyłem jedną śrubę. I tak coś z nią jest nie tak, albo krzywa oś suportu,albo pająk. Ale tragicznie nie ociera więc można jeździć dopóki mistrz centrownicy i magik śrubokręta nie wróci z Ukrainy ;) Niby jeden ząbek więcej w blacie, a czuć jakoś sporo twardziej pod nogą, może też słaba noga po wczorajszym treningu. Trochę nie wiem jak to na góry będzie, wjazd na Leśnicę z tarczy 42 może być ciekawy :D Co do dzisiejszego treningu to nie zdążyłem zabrać się z Kalim i poleciałem sam przez Zemborzyce, Radawczyki, Bełżyce i Wojciechów. Na Lipniaku już mi światła zabrakło :P
Do Wilkołaza z Tomkiem, młodym Kamilem i Kubą. Tam dołączyła się grupa z Kraśnika, nawet nie wiem ile osób bo ciągle ktoś strzelał. Premie górskie, lotne finisze i ucieczki :D
Ustawiliśmy się z Anemią pod cmentarzem w Piotrkowie. Przekonał mnie wcześniej, że nie ma szans na deszcz. Chwile przed wyjściem trochę popadało. Ale nic tam, nie chce mi się kręcić na trenażerze. Jak wyjechałem z Lublina to cała droga do Piotrkowa w deszczu. Podjechałem z nim do Chmiela i wróciłem przez Skrzynice i Czerniejów do głównej drogi. Może z 10 minut po tym jak wróciłem do domu przestało padać i słońce wyszło... Ale przynajmniej przetestowałem nowe długie gacie w mokrym :P
Z Kamilem szybko przez Kraśnicką gonić pielgrzymkę, jeszcze musieliśmy na nich czekać kilka minut w Radawczyku. Odprowadziliśmy ich do Chodla, tam tradycyjne lody których nie jadłem całe wieki. W powrocie jeszcze Grzesiek się nawinął, mocno tempo podciągnął ;P
Ustawka z Kamilem na Lipniaku, tam trafił się jeszcze Mateusz. Prawie skończyliśmy na czołówce bo jakiś pajac się na trzeciego wyrwał. Nie przewidział chyba, że rowerem po płaskim można 5dych przekroczyć;p Trochę treningu w deszczu, a powrót w ulewie...
Z Kamilem i Kalim przez Zemborzyce, Bełżyce i Wojciechów. Kali trzaskał tempówki, a my wieźliśmy się na kole. Przed Bełżycami dołączył się jeszcze łubu dubu Misiek prezes naszego klubu :)
Postanowiliśmy z Kamilem zastosować sprzeciw w sprawie niedotykania górali poza wyścigiem i uderzyliśmy w las po burzy. Założyliśmy medusy przygotowani na błoto po pachy, a tu w lesie okazało się że ścieżki może nie suche ale twarde jak asfalt, miejscami utrzymywały się na wierzchu raz płytsze, raz głębsze kałuże :) Nawet błoto w Nowinach było wyjątkowo czyste, co nie zmienia faktu, że po powrocie prysznic był w ubraniu, a rower jest zdrowo uwalony. No ale przynajmniej jagody były, trochę bez smaku i w koło komarów masa, ale zawsze to jagody :D I widzieliśmy rolkarza co chyba miał w dupie torpedę, cztery dychy jak nic leciał pod górkę :O