Jakoś dawno już pojedynkę nie jeździłem. Pętla przez Radawczyki. Po 3,5km sensor prędkości coś przestał działać, chyba pora na krojenie i wymianę baterii :P No i pierwsza jazda szosą w tym roku.
Zamiast wymienić klocki hamulcowe wczoraj wieczorem, to zrobiłem to przed treningiem, do tego nie wziąłem poprawki czasowej, że ubieranie się na -10 zajmuje więcej czasu i nie pojechałem na Litewski :P Myślałem, że tradycyjnie trening będzie nad zalewem, a tu hyc, niespodzianka, nikogo nie spotkałem i sam jeździłem. Już na ścieżce od mrozu strzeliły zipy i cały trening jechałem z tłukącym się błotnikiem, o dziwo nie odpadł :D Zrobiłem kółko w koło zalewu i wróciłem gajem. Już pod koniec treningu bębenek zaczął przepuszczać. Chyba trochę zdziwili się ludzie jak zobaczyli jakiegoś debila kręcącego w miejscu i blokującego rondo :P
Najpierw zaspałem, potem okazało się, że dętka która wczoraj założyłem jest jakaś lewa i rower stoi na kapciu... Zanim posklejałem jakąś dziurawą to już stwierdziłem, że nie ma co lecieć do chłopaków na górki i pokręciłem trochę po gaju. Tętno maksymalne osiągnięte skacząc w miejscu w kółko :D
Rano miały być testy, ale że nie wyszło to stwierdziłem, że cały dzień będę się opierdalać. Potem stwierdziłem, że jutro treningu nie zrobię, więc poturlałem się po ciemku przez Zemborzyce i wróciłem Kraśnicką. Ziiiimnoooo.
Nikt pod sklep nie przyjechał więc pojechałem sam do lasu. Na pierwszym zjeździe w gaju mijam Karpika i w tym momencie zablokowało mi tylne koło. Przerzutka w szprychach. a hak prostopadle do ramy :P
Rano zaspałem na trening o którym zresztą sam napisałem na fb :P Pojechałem sam nad zalew. Jakoś nie było weny i czasu do męczenia się non stop po tych samych zjazdach i podjazdach. Do tego wysokie tętno. Praktycznie tylko przejechałem w te i nazad. Ale przetestowane nowe ochraniacze na buty i bluzokurtka :)