Samotny trening. Po załatwieniu wszystkich spraw wyszło na to, że do domu wróciłem o 14, zanim zamontowałem błotniki do zimówki to zrobiła się 16... Ale sobotni trening to jak pasterka, iść trzeba. Myślałem, że zaraz zrobi się ciemno i pojechałem ścieżką nad zalew, od biedy miały być robione tempówy w te i z powrotem po rowerówce. Ale jakoś udało się zrobić pętle przez Pszczelą Wolę i za dnia jeszcze obrócić.
Samotny trening. Późno z uczelni wróciłem, niewyspany, już miałem nie jechać, ale Paweł mi przypomniał, że "nie ma upierdalania się!" i pojechałem do Zemborzyc na przyspieszenia. Po trzech powtórzeniach zrobiło się ciemno, na szczęście wzdłuż drogi są latarnie. Zaraz potem trochę deszcz pokropił do tego zdrowy wmordewind. Jak wróciłem do Lublina to lać zaczęło, do tego wiatr prawie wywalił mnie na skrzyżowaniu :P
Oj dawno już dziadkiem Bianchi nie jeździłem. Ustawka z Pawłem nie doszła do skutku więc sam pojechałem na Strzyżewice, potem na Niedrzwicę i powrót Kraśnicką. Do Strzyżewic z wiatrem się leciało ~35km/h, z powrotem miejscami trudno było 20km/h utrzymać.
Potłuczone po gaju i po dąbrowie. Liście w lesie pełno, że niektóre ścieżki trudno znaleźć. Coś mi się zaczęło tłuc w rowerze, stwierdziłem że to na pewno błotnik. No i śruba lekko poszła....i kawałek został na kluczu, a reszta w ramie
Miało być czerwonym pieszym do Nałęczowa, a potem rowerowymi po gminie Jastków. Oczywiście nie wyszło zgodnie z planem. Do Nałęczowa plan wykonany w 100%, nawet udało się przedrzeć przez odcinek nad rzeką pod samym Nałęczowem, mimo dwumetrowych pokrzyw, osuwania się ze skarpy w stronę rzeki i jechania przez bagno :D Wyjeżdżając z Lublina najpierw uderzyłem na Stary Gaj, a potem czarnym rowerowym do lotniska w Radawcu. Tam zaskoczył mnie przelatujący zaraz nad głową samolot. Zauważyłem go gdy był właśnie nad głową, nigdy nie miałem tak nisko samolotu nad sobą. Swoją drogą ciekawe jak się mieszka ludziom koło lotniska, gdzie awionetki prawie o dachy zaczepiają przy lądowaniu. Wrócić z Nałęczowa miałem krótszą wersją szlakami przez Jastków. Jakoś tak wyszło że wjechałem na dłuższą wersję, robiąc pętle prawie pod Jastków. W końcu gdzieś zgubiłem znaki szlaku i jakoś na azymut dojechałem do Tomaszowic. Na szlak wróciłem dopiero w Płouszowicach i tam już trzymałem się czerwonego rowerowego do Lublina. W Dąbrowicy zniknął słup postawiony na środku drogi :(
Najpierw szukać jakiegoś lasu na Sławinku, który okazał się totalnym niewypałem, jedna ścieżka w poprzek i jakieś zmutowane pokrzywy wkoło. Potem plan był pojeździć trochę po torze motocrossowym na górkach, ale moto z toru zrobiły dżem, a i jakiś gość akurat jeździł. Jeszcze na koniec strzeliłem krótką rundkę po gaju. Rower przygotowany na Śnieżkę, mostek obniżony na max i skok zmniejszony do jebackich 63mm. Zrobiłem podjazd na Sławinku 16% i elegancko idzie pod górę, a na zjazdach też daje radę, nawet nie wiem czy nie zmienię potem na 80mm.