Stwierdziłem, że jeżeli wg przysłowia katar ma trwać tak czy siak tydzień to nic się nie stanie jak pokręcę się trochę po lesie i przewietrzę nozdrza. I tak jakoś się zbawiennie stało, że po kilkuset metrach wysmarkałem i wycharczałem wszystkie glutoflegmy i obaliłem tym samym przysłowie :D A w gaju zrobiła się elegancka ścieżka z profilami i małymi hopkami, niektóre nawet ładnie da się spompować ledwo działającym bomberem bez powietrza. Wyjechałem z gaju i pocisnąłem nad zalew, na tamie przypomniało mi się, że jest niedziela... Ludzi w lesie trochę było ale bez większej tragedii. Powrót też gajem.
Nabite kilometrów na GC :D Na początku Kali zaliczył popisowe uderzenie twarzą w asfalt na środku Kraśnickich. A potem dałem popis ninja w lesie. Maks pod górę pod Sikorskiego za wywrotką.
Wpis z dwóch dni. Ale skupmy się na niedzielnym wyścigu. Trasa po kartoflisku, jeden podbieg, stromy zjazd i śmieszny zjazd po agrafkach i dwa krótkie podjazdy. Na starcie zwalone, nie chciało mi na blat wskoczyć i zanim się ogarnąłem to łyknęło mnie kilkanaście osób mimo, że stałem w drugiej linii. Jakiś czas przede mną jechał Soyer jednak nie udało mi się go dojść. Po kilku okrążeniach mijam Miśka, który złapał kichę, potem dubel Pawła. Ostatecznie 5 w open ale za to 2 w generalce :)
Wycieczka po wąwozach pomiędzy Puławami, a Kazimierzem nie może być słaba i tak też było tym razem. Już na dworcu okazało się, że Paweł zaspał na pociąg ale wziął się w garść i dojechał następnym. I sprawdziło się przysłowie z rannym wstawaniem, my zapłaciliśmy 2,94zł, a Paweł w TLK 10zł za sam rower :P Pierwszy postój już w Puławach na śniadanie. No i w teren. Idealna pogoda, słońce smaży, zero błota. Za to masę ludzi na szlaku, co do tej pory jeszcze mi się nie zdarzyło w okolicach Parchatki tyle ludzi mijać, nawet grupa dziadków z nordic walking była. Pod nogą słabo, było lamerskie pchanie roweru pod co większe górki, no chyba że ludzie patrzyli :D W Kazimierzu oczywiście dokręcanie po bruku i uciekający ludzie. Na rynku nieoczekiwane spotkanie z Lukasem i wielkie poszukiwanie piwka Kazimierskiego. Potem przejazd na skarpę w Dobrem. Tam też masa ludzi, pieszo i na rowerach. Na skarpie przerwa na Kazimierskie i dół do Kazimierza. Na ostatnim zjeździe poniosła mnie fantazja co skończyło się zejściem z roweru przez kierę przed grupą ludzi, która w popłochu aż wspinała się na ściany wąwozu, na szczęście nic się nie stało, ludzie okazali się wyjątkowo kulturalni i nawet mnie nie sklęli. Powrót tą samą drogą. Na zjeździe w Bochotnicy przy zamku snejk... Potem pierwszy podjazd wąwozem i z przodu zaczęło powietrze schodzić... Potem trzeba było podkręcić tempo żeby zdążyć pociąg. Dokręcane szczególnie na zjazdach, co prawie się skończyło grubą glebą, kiedy przy ponad 50km/h wpadłem w koleinę i trochę mną pomiotało, wtedy zresztą chyba też vmax był. Udało nam się dojechać na dworzec ze sporą rezerwą czasową. W pociągu nie mogło zabraknąć specyficznego klimatu kanciapy w ostatnim wagonie, którego zabrakło rano :P I w obydwie strony jechał z nami RL, tylko w drodze powrotnej wbili się w Nałęczowie.
Przedostatnie Puławy, a zarazem mistrzostwa województwa(tak twierdzą). Start jak zwykle z nienacka. Jakoś nie mogłem się wpiąć do tego zła pozycja na starcie, przez co szybko władowałem się na drzewo i musiałem z tyłu gonić. Po dwóch okrążeniach trochę odrobiłem i jechałem na 5 pozycji w open i 2 w kat. Cały wyścig walka z maydayem, chociaż z innej kategorii to i tak nie odpuszczałem, szczególnie że zawziąłem się pocisnąć go za chamstwo na trasie. Puściłem go pod koniec przodem, że odpocząć i objechałem go na sprincie pod koniec :) No i nawet się udało, były nagrody i balon bgż :)
Od rana straszyło deszczem ale byłem przekonany, że na Roztoczu nie będzie padać. Zebraliśmy się jakoś późno, na miejscu w Zwierzyńcu byliśmy jakoś 12.30. Po drodze nawet mocno lało, ale na miejscu już ładne słońce i cumulusy :) Zakup mapy (aż 25zł :/ przynajmniej laminat) i w teren. Początek trochę pokręcony po Zwierzyńcu, potem o dziwo bez większych problemów, cały czas trzymanie się wybranych szlaków. Trasa czarnym, niebieskim i czerwonym szlakiem pieszym do Zwierzyńca chyba bije nawet kultowy przejazd terenem z Puław do Kazika :D Już na wyjeździe ze Zwierzyńca ładny ale płaski singiel przez las, a potem 2km całkiem stromego podjazdu wąwozem. Trochę małych hopek polami. Kilometrowy zjazd po piachu na którym można ładnie sypać piachem na boki jak narciarz śniegiem ;D Następnie kilometr stromego podjazdu po kamieniach a'la Góry Świętokrzyskie, czy niższe partie Beskidu ;)A w nagrodę 2km szybkie zjazdu gładkim wąwozem, bez dokręcania 50km/h na luzie się leci :D Przed Kawęczynkiem zaczyna się dłuższy podjazd, 5km podjazdu w terenie na Lubelszczyźnie, gdzie robi się ponad 100m w pionie jest niezłym wynikiem. W Kawęczynku trafiamy na remont drogi przez wieś, trzeba przez chwilę pchać przez piach, a potem ciągnący się pięknymi wąwozami podjazd. Do niebieskiego szlaku dołącza czerwona ścieżka dydaktyczna dzięki czemu co chwilę mamy tablicę z informacją o miejscowej florze i faunie. Na koniec podjazdu wyjazd na asfalt po którym tłuczemy się przez 2km i ponowny zjazd w teren. Przy zjeździe z szosy tabliczka "1km Szczebrzeszyn", po ok. 6km pojawiła się kolejna tabliczka Szczebrzeszyn 1,5km :D Końcówka zjazdu do Szczebrzeszyna po ładnym, wąskim asfalcie niczym w górskim miasteczku, skończyła się niemalże wodowaniem brejdaka w polonezie :P W Szczebrzeszynie postój na najlepsza pizzę na świecie i drobne zakupy. Potem, krótki odcinek po asfalcie i 4km pchania roweru przez piach po kostki... Tam dogoniliśmy jakąś parę dziadków brodzących w piachu jak my, wyprzedziliśmy ich, szlak skręcił w krzuny, my skręciliśmy dobrze, a oni już nie :P Na koniec przejazd przez pole do gry w paintball i zjazd łączką do Zwierzyńca.
Cały dzień zajęty i ruszone dopiero wieczorem. W pół godziny po wyjeździe miałem już prawie całkiem ciemno. Na polach spokojnie bez światła można było jechać, w lesie trzeba było włączać. Pojechane przez gaj nad zalew, tam objechanie stawu od tej "złej strony" :) Pełno nietoperzy, pełnia księżyca, tylko zamiast wilkołaków wędkarze :D Reakcja pieszych jak się wypada z zakrętu ze światłem w oczy to albo ucieczka w krzaki albo zamurowanie w bezruchu i wymuszony uśmiech, albo raczej skrzywienie twarzy z porażenia :D W nocy jak by korzenie większe, a zjazdy i podjazdy bardziej strome :P I nie wiem skąd się wzięło błoto, którego wczoraj rano jeszcze nie było, a przecież nie padało... Coś mnie tchnęło żeby wracać ścieżką nie lasem no i jakoś w połowie drogi prąd się skończył, ale trzy razy z rzędu lampka używana wieczorami więc miał prawo.
Kultowy już wyścig po trawniku pod blokiem :D Wszystko szło dobrze póki na zjeździe nie zawinąłem taśmy w napęd i tarczę i straciłem sporo czasu na odplątanie tego. Potem wielka gonitwa i odrabianie miejsc, ostatecznie udało się wbić na 7 miejsce.