Pętla przez Lipniak, Kozubszczyznę, Motycz. Nie mogłem dociągnąć żadnego podjazdu do końca. Wiało dosyć mocno i trochę zmęczony jeszcze byłem po wieczornym basenie. Jeszcze napęd przeskakiwał po rzeźbie wolnobiegu i z pięciu biegów zostało trzy. Po powrocie zębatka przeszła kolejne struganie i już powinno być dobrze. Pulsometr znów dobrze działa...
Trafił się dzień wolny od pracy. Miał być poranny wyjazd do Kazimierza, wyszła dolina Ciemięgi. Bartek zadzwonił z rana, że ma katar i nie jedzie to postanowiłem sam coś pokręcić turystycznie. Odkąd rozwaliłem sobie rękę nad Ciemięgą jesienią to jeszcze tam nie jeździłem. Po wyjeździe z domu okazało się, że pulsometr znowu wariuje, tętno 190-215.. W Marysinie zaczął dobrze działać i już tak było do końca. Wąwóz przed zjazdem do Pliszczyna został wyasfaltowany :( . W Pliszczynie zaczęło padać na szczęście po chwili przestało. No i trafiłem na dalszą część szlaku dzięki czemu przybyło trochę kilometrów terenem i wycieczka stała się jeszcze bardziej urozmaicona :)
Lublin-Zemborzyce-Prawiedniki-Żabia Wola-Bychawka-Osmolice-Pszczela Wola-Prawiedniki-Zemborzyce-Lublin W końcu coś pojeżdżone. Wymieniłem po raz kolejny baterie w pulsometrze tak na wszelki wypadek przed odesłaniem na gwarancję i okazało się, że znowu działa:)
Pętla przez Lipniak, Kozubszczyznę, Motycz. Jednak nie jest tak najgorzej z tą moją formą. Nawet po dniu pracy od 7 do 18 nie byłem jakoś szczególnie zmęczony i dawało radę robić podjazdy na stojąco utrzymując prędkość w granicach 35-40km/h. W Lublinie trafiłem na jakiegoś wieśniaka w busie (rejestracja LUB i skrzynki na pace), jadąc prosto przez rondo użył lewego kierunkowskazu w momencie gdy minął zjazd w prawo... Po zjechaniu z ronda nie jechał więcej jak 30km/h to pocisnąłem go lewym pasem. Chyba taki byłem podniecony faktem, że wyprzedziłem samochód, że podjeżdżając pod schodki przy bloku koło ześliznęło mi się z podjazdu dla wózków, odbiłem się od ostatniego schodka i wyrzuciło mnie z powrotem na dół schodów. O dziwo ustałem ten lot tylko rower z impetem uderzył mnie w kolano. Całe szczęście, że mam starą dobrą ramę cro-mo bo jak by był carbon to z pewnością by się rozsypał na drobne kawałeczki :D. A tak to nawet koła się nie skrzywiły, tylko ciśnienie z tyłu spadło z 6,5 barów do 1.5 bara i nawet dętka nie poszła. Dresy z osiedla też mieli niezły ubaw mimo tego, że nie widzieli samej gleby tylko słyszeli łomot jak rower wali w blaszany podjazd. Zresztą sąsiad który oglądał całe zdarzenie z balkonu pewnie też. Jeszcze pedałem utrąciłem kawałek elewacji bloku. Tylko jutro pewnie będę mieć problem z poruszaniem się...
Pętla przez Lipniak, Kozubszczyznę, Motycz. Kolejna strata odkryta po Chełmie...Tym razem pulsometr, włączyłem go pierwszy raz od niedzieli. Non stop pokazuje tętno w granicach 190-205...
Pojechałem na wieś na 92 urodziny dziadka. Uznałem, że nie będzie padać i wypakowałem kurtkę z plecaka. No i przed Poniatową ostro luneło, na szczęście po deszczu słońce mocniej przygrzało i jak dojechałem do Opola Lubelskiego to już byłem praktycznie suchy, tylko z pod kół chlapało. Trasa prowadziła przez: Konopnicę, Radawiec, Bełżyce, Poniatową, Opole Lubelskie, Wrzelowiec na Wólkę Kolczyńską. Całą drogę strasznie wiało, jeszcze gorzej niż przy wczorajszym powrocie z Kazimierza, a i nogi po wczorajszym dniu jeszcze zmęczone. Powrót już z rodzicami w aucie.