Wczoraj pisałem o zrzucaniu grubszych ubrań, a dzisiaj jeździłem w krótkich gaciach :). Pojechaliśmy z Bartkiem nad zalew. Mieliśmy w planach jeszcze Stary Gaj ale po błotnistym starcie szybko odbiliśmy nad jezioro. Dzisiaj pierwsza jazda na nowych-starych kołach i nowych-starych oponach, a Bartek na nowym-nowiuśkim rowerze :D. Pierwsze wrażenie co do kół do dużo lżej, szczególnie na podjazdach. W porównaniu do starych zeszło 200g na kole, a i w końcu koniec bluzgów w stronę shimanowskich kulek:D. Lekko dopiero zrobiło się jednak po przesiadce na KTM-a Bartka. Kilogram różnicy to bardzo dużo, chociaż Racing Ralphy mają też zdecydowanie mniejsze opory toczenia od moich speców. Opony, specialized fast trak, dosyć toporne, przyjemnie wyją, błotnisty podjazd pokonały dzielniej w porównaniu do Racing Ralphów Bartka. Amortyzator doczekał się przeglądu ale tylko nieznacznie poprawiła się jego praca. Wracając do jazdy to w końcu teren, szosa już się zdecydowanie znudziła. Na ścieżce nad zalew zaczyna robić się tłoczno. W weekendy i popołudnia już będzie trzeba ją omijać szerokim łukiem. W lesie nad zalewem nadleśnictwo zastosowało skuteczny spowalniacz ścinając kilka sosen, wygląda to jak celowy zabieg wymierzony w stronę rowerzystów. Pewnie teraz przejazd będzie zawalony przez pół roku.
W końcu można zrzucić trochę grubszych i ubrań. Słońce świeci, ptaszki śpiewają, błękitne niebo i trzeba się uczyć do matury :|. Ze względu na brak czasu i ogólne zmęczenie po dwóch godzinach wf-u standardowo, zalew. Nie mogłem się powstrzymać żeby nie pójść na rower w taką pogodę :). I pierwszy raz w 2009 roku pojechałem do szkoły rowerem :D.Oj, rozleniwiłem się w tym roku. Przez pierwsze dwa lata liceum tylko w pojedyncze dni nie jeździłem rowerem do szkoły. W tym roku tylko w pojedyncze jeździłem :P.
Trasa: Lublin - Bychawa - Stara Wieś - Wysokie - Stara Wieś - Zakrzówek - Strzeszkowice - Osmolice - Pszczela Wola - Lublin Ustawka z Tomkiem i Bartkiem. Dosyć mocno było, miejscami już zdychałem. W nogach czuć wczorajszy test. Za Starą Wsią w drodze powrotnej wpadam w dołek i łapie kapcia.
Dzisiaj nareszcie dobra pogoda by zrobić drogowy test Friela na próg mleczanowy. Wyjechaliśmy z Bartkiem ale od początku każdy jechał swoje. Przez ścieżkę nad zalew rozgrzewka, kilka sprintów. Po wjeździe na asfalt zaczynam test. Odjeżdżam od Bartka. Prędkość cały czas w granicach 40km/h. Dojechałem do Tuszowa i postanowiłem zawrócić. Test zakończyłem w Prawiednikach. Jakieś 10 minut postałem na chodniku dochodząc do siebie, po czym poturlałem się spokojnie do domu. Bartek pojechał dalej na Bychawę. Z testu wyszło mi tętno na progu mleczanowym 179.
Miałem nie jechać ale za namową Bartka poszedłem. Test nowych kółek w bianchi. W tamtą stronę dosyć szybko było. Z powrotem wmordewind i głód dawał się we znaki. W Prawiednikach wymiana dętki, w domu okazało się że zawiódł wentylek.
Dzisiaj stwierdziłem, że szkoda mi narażać na mróz i śnieg "jurka" i postanowiłem że resztę zimy przejeżdżę na starym romecie. Uzbroiłem mojego pociska w spdki i muszę przyznać, że całkiem daje rade jako zimówka :). Pojechaliśmy z Bartkiem do starego gaju. Już ludzie i narciarze wyjeździli trochę ścieżek to też da się jechać całkiem przyzwoitym tempem. W głębszym śniegu trzeba niestety pchać, a romet swoje waży :/. Po wyjechaniu ze starego trafiliśmy na wyjątkowo oblodzoną drogę, no i zbiorowa gleba. Na szosie okazało się, że Bartkowi wyrwał się blok z buta. Po kilku nieudanych próbach wypięcia go z pedału Bartek stwierdził, że będzie jechał dalej z wpiętą jedną nogą. Objechaliśmy jeszcze jezioro, zjedliśmy ciastka w Zemborzycach i powrót przez gaj. Dystans bardzo na oko, muszę sprawić sobie jakiś drogomierz do rometa.
Ekipa: Bartek, Tomek Trasa: Stary Gaj - Zemborzyce - Zalew lasem Juz od pierwszych metrów zapowiadała się ostra jazda. Tomek przyjechał na łysych 1.5" kendach, które zmusiły go do szybkiego powrotu. Bartek na początku zaliczył bliskie spotkanie z barierką na wiadukcie :D. No i w las. Przed wjazdem w dzicz jeszcze pozdrowił nas maszynista przejeżdżającego pociągu :). W lesie wieeeeeelkie zaspy, które zmuszały albo w większości do mielenia na najmniejszej koronce, albo do pchania roweru. Z lasu postanowiliśmy pojechać nad zalew szosą, która na początku była taflą lodu a po wjeździe na bardziej ruchliwy odcinek w stronę Zemborzyc zmieniła się w śniegową breję. W stronę zalewu wiatr w plecy, a i nogi rozgrzane po walce z zaspami to prędkość utrzymywaliśmy w granicach 35-40km/h. Niestety zapomniałem przed wyjazdem zaopatrzyć się w błotnik i chlapiąca woda z pod kół zrobiła mi z gaci sopel lodu :/. Nad zalewem znowu w las i kolejna walka z zaspami. W połowie ścieżki rowerowej rezygnujemy z dalszego tłuczenia się po koleinach i odbijamy na Nałkowskich. Po powrocie do domu od razu ciepły prysznic, herbata z miodem i pod koc. A rower o dziwo "roztopił się na czysto" :). Do dzisiejszych sukcesów mogę zaliczyć usmarkanie sobie daszka w kasku przy próbie pozbycia się wydzieliny z nosa :D.
Trasa: Zalew - Prawiedniki - jakieś tam różne wsie - szczere pole -powrót tą samą trasą tylko, że przez Zemborzyce
Słońce świeci, ciepło się zrobiło i ścieżka rowerowa nad zalew pełna pieszych zaskoczonych obecnością cyklistów, normalnie jak w letnie weekendowe popołudnie. Nad zalewem straż pożarna próbuje ściągnąć wędkarzy kamikaze z lodu. W stronę Bychawy non stop pod wiatr.